hurra.
po pierwsze to sie dużo fajnych rzeczy dzieje, pomimo permanentnego zabiegania – da się żyć.
jest komputer, jest skaner. czegóż chcieć więcej – by można zapytać. scenerii…
będą też niedługo jakieś polarodiy, bo kasety kupiłem z papierem. pełna lodówka filmów. nic tylko brać i robić.
trza się wziąć i zacząć kiedy pakować.
pozdawiam.
ps. sylwester, prawdopodobnie z “dwójką”.
ala. alicja.
to na pierwszym planie to krokodyl jest.
w lublinie byliśmy. lubię lublin. emocja była, i udało mi się szczęsliwie zawieźć pasażerki tam i z powrotem.
kawy dużo było i festyn na który już nie zostaliśmy. ale było ciastko.
tymczasem, tu, praca się już kończy(!) a pierogi się mrożą.
tak pachniało świętami na klatce u nas w zeszłym roku.
a jutro lablin winter trip. trzy siostry.ja. i czerwona strzała. aparat i kanapki na drogę. rękawiczki i szalik, bo zimno.
a tak w ogóle to bilet już kupiony, ostatnia prosta w pracy, i będzie się trza kiedyś zacząć pakować. ale póki co – to idą ś.
grześ wygląda jak kartka świąteczna.
przyjechała baśka i znowu będą tarty.
najbliższy łykend znó zajęty. tym razem nie południe – jak ostatnio(czerwienne) – ale północny wschód – lablin.
oby się obeszło tylko bez złamanych zamków do wymiany.
i kolejny raz: chcę na deskę! no bo co!
śnieg jest, trasy już ratrakowane. (nawet w czerw.-ski naśnieżają dzień-i-noc). jakiś kasprowy, albo co się marzy…
nawet bez wyciągu, można wyjść przeca.raz zjechać. będzie pięknie będzie.
a tak jeszcze: sezon rowerowy nadal trwa!
łykend za miastem.
lekki niedosyt. to chyba dobrze. a tak w ogóle to śnieg pada. tam. bardzo dużo, naprawde sporo. w ciągu nocy na samochodzie przed domem nasypało 25 cm. słit!
łikend mało płodny w zdjęcia co prawda, aczkolwiek obfity w doznania. nowa sprawność: umiem zmienić zamek w drzwiach.
mróz chwycił, wezbrały potoki, a zamki pękają, tak jak ten w drzwiach do domu. tymczasem co tu zrobić jak niedziela, jak zimno, jak nie ma jak chałupy zamknąć a sanki czekają, nogi się rwą, a sercebije. jest rada. można wykręcić mechanizm z drzwi od łazienki i wsadzić go w miejsce starego, w drzwiach frontowych. jak pomyślałem tak zrobiłem, uprzednio konsultując się z Panem S. robocizna zajęła kilkadzieścia minut, a nowy mechanizm już służy.
ot nowa sprawność na rękawie mundura (ru?!).
oprócz tego, towarzyszom spodobały się dwa filmy które im zaproponowałem. (chyba, że wszelkie malkontencje były tłumione).
do posłuchania coś spokojnego, bo i zmęczony jestem. a tu kolejny tydzień. czas też już dosyć zaawansowany. toż to połowa grudnia! a na horyzoncie widać już zarys półwyspu.
la corde – yann tiersen
neil hannon&yann tiersen – geronimo
ania i kawa z rana.
nowa huta jest fajna. rano, gdy jest (zaje) mgliście. i nic nie widać. i jeziorko.
dobrze czasem.
zrobiłem zdjęcie.
leave a comment